Dolina Gąsienicowa to miejsce w którym krzyżuje się najwięcej szlaków turystycznych, a także znajduje się baza narciarzy i taterników. Właśnie dlatego w roku 1921 zdecydowano wybudować tutaj schronisko Murowaniec. Poza schroniskiem w dolinie znajduje się także szereg innych zabudowań: Betlejemka – baza szkoleniowa taterników należąca do Polskiego Związku Alpinistów, gdzie swoje pierwsze kroki stawiali najwybitniejsi, polscy alpiniści, Księżówka – leśniczówka TPN, stacja meteorologiczno-pomiarowa PAN , Gawra – budynek należący do strażników TPN oraz kilka szałasów pasterskich. Myślę, że śmiało mogę zaryzykować stwierdzenie, iż Dolina Gąsienicowa to najintensywniej zagospodarowana dolina w Tatrach. Schronisko Murowaniec usytuowane jest na wysokości 1500 m n.p.m. i zarządzane przez Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajobrazowe. W schronisku znajduje się 120 miejsc noclegowych w pokojach 3,4,5,8 i 10 osobowych.
Schronisko zostało wzniesione w latach 1921-25 przez Wojsko Polskie. W latach 1950-51 przebudowano wnętrze i dobudowano zachodnie skrzydło, powiększając obiekt do obecnych rozmiarów. W roku 1963 roku w wyniku pożaru schronisko częściowo spłonęło, lecz już w następnym roku zostało odbudowane, choć już bez słynnej Sali na poddaszu zwanej Trumną.
Trumna - to największa sala sypialna w Murowańcu, posiadająca ok 60 łóżek, choć spało w niej niejednokrotnie (łącznie z podłogą i podwójną obsadą) niemal 150 osób. Sala znajdowała się na najwyższej kondygnacji i miała w przekroju kształt trumny. Na ścianach widniało mnóstwo inskrypcji, nawet jeszcze z czasów przedwojennych. Można było przeczytać szereg haseł o szkodliwości mycia np. „Kto z myciem przesadza ten na piargi spada” czy też „mikroustroje się nie myją - a przecież żyją”. Były też sentencje o charakterze pamiętnika typu: „Tu spałem …., doskonale się wspinałem” lub „Tu spałem …., cóż to była za kobyła”. Myślę, że wraz z pożarem schroniska spłonął także ogromny kawał historii tego miejsca.
W roku 1983 schronisko zmodernizowane dzięki staraniom Andrzeja Kusiona, ratownika GOPR i TOPR, ówczesnego kierownika schroniska. U wejścia do schroniska wisi tablica pamiątkowa poświęcona pamięci Adama Asnyka, wmurowana w 1929, a odsłonięta w 1930 roku. Ciekawostką są umieszczone w balustradzie klatki schodowej znaki swastyki. Symbol swastyki zwany „krzyżykiem niespodzianym” od wieków uznawany jest przez górali jako symbol szczęścia i pomyślności. Był to ulubiony symbol Mieczysława Karłowicza i Walerego Eljasza-Radzikowskiego. Murowaniec to także miejsce, w którym gościło wiele znanych osobistości, a w tym między innymi Maria Skłodowska-Curie, Henryk Sienkiewicz, Jan Padarewski, Stefan Żeromski, Jan Kasprowicz.
Niewątpliwie sierpień jest to przepiękna pora na odwiedziny w dolinie i pomimo, iż jest to także sezon największego ruchu na szlakach, uważam, że warto tu przybyć choćby na kilka chwil. Schronisko także w tym sezonie przeżywa olbrzymie oblężenie i o ile obsługa schroniska działa błyskawicznie i w ciągu minuty mam już swoją upragnioną herbatkę, o tyle skorzystanie z toalety graniczy z cudem. W schronisku bowiem napotkałam 3 kolonie szkrabów w wieku 10-13 lat i każdy z tych szkrabów miał jak ja potrzebę odwiedzenia tego przybytku. Nieuniknionym było więc odstanie ponad 30 minut w ogonku do toalety, w niesamowitym gwarze rozbawionych i podekscytowanych małych wędrowców. Dlatego, jak już tylko odstałam swoje, niezwłocznie wyruszam na szlak w poszukiwaniu chwili ciszy i spokoju, z dala od ula jakim stał się Murowaniec, po przybyciu wycieczek.
Szlak z Murowańca do Czarnego stawu Gąsienicowego to ścieżka z wielkich kamiennych głazów biegnąca pomiędzy krzewami kosodrzewiny, a czas przejścia tego odcinka wynosi 30 minut. Szlak ten nie należy do wymagających i leży u podnóży Małego Kościelca. To właśnie tutaj w 1909 roku 8 lutego zginął porwany przez śnieżną lawinę Mieczysław Karłowicz – wybitny kompozytor, taternik, fotograf, publicysta i współtwórca Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Poszukiwania jego ciała pod śnieżną pierzyną trwały 3 dni, a prowadził je serdeczny przyjaciel Karłowicza – Mariusz Zaruski główny założyciel TOPR, fotograf, malarz, poeta, żeglarz, grotołaz, taternik – słowem postać wszechstronna. To właśnie Zaruski wykuł w obelisku skalnym, umieszczonym w miejscu odnalezienia ciała przyjaciela, upamiętniający tą tragedię napis: „Mieczysław Karłowicz tu zginął pod śnieżną lawiną dnia 8 lutego 1909 roku. Non omnis moriar.” Pod tym napisem umieścił znak szczęścia – krzyżyk niespodziany, czyli swastykę – ulubiony znak Karłowicza. To była wielka tragedia, która poruszyła całym krajem, choć podobnych tragedii Tatry pamiętają znacznie więcej. Dlatego też góry należy szanować, mieć świadomość niebezpieczeństw, wyruszając na szlak być zawsze dobrze przygotowanym, a czasem zaniechać wycieczki przy złych warunkach pogodowych. Pamiętajmy, iż narażając własne życie w Tatrach narażamy też życie innych.
Kończąc swoje przemyślenia wyruszam dalej wzdłuż Małego Kościelca w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego, po lewej stronie widząc Żółtą Turnię, mimowolnie podsłuchując rozmowę kobiety z małym chłopcem, który słysząc szum wody zapytał skąd on dochodzi. Nie do końca zorientowana widocznie w otoczeniu matka pośpieszyła z wyjaśnieniem, iż to szum potoku spływającego z Kasprowego Wierchu (?!?), który jest tam (podążam wzrokiem za palcem kobiety i widzę Żółtą Turnię). Przeszło mi przez myśl by sprostować położenie Kasprowego i nazwę góry, na którą kobieta wskazała, lecz ku mojemu miłemu zaskoczeniu, rezolutny (na oko ośmioletni) chłopiec sam wyprowadził mamę z błędu i wskazał właściwe położenie Kasprowego. Zagadką jedynie dla niego pozostało źródło szumu wody, lecz wiem, że nim dojdzie do Czarnego Stawu Gąsienicowego sam rozwikła tą zagadkę.
Od momentu przekroczenia przełęczy szlak przestaje piąć się do góry, zaczyna się łagodne zejście, które kończy się dopiero w Dolinie Gąsienicowej. Z przełęczy już mam tylko 25 minut do Murowańca. Tuż za przełęczą po lewej stronie wyłaniają się Tatry Bielskie z Hawraniem na czele, a po chwili dostrzec można też masyw Żółtej Turni. Przede mną jeszcze niewielki zalesiony odcinek, po przejściu którego stanę u „progu” Doliny i będę mogła podziwiać Tatry Wysokie w całej okazałości. Dolina Gąsienicowa nad którą dumnie prezentuje się Kościelec zawsze robiła na mnie wrażenie, niezależnie od pory roku i tym razem również się nie zawiodłam. Sierpień w Tatrach to czas przeróżnych barw i ich odcieni, jest to także czas rozkwitu Wierzbówki Kiprzycy, która pokrywa niczym wielki, puchaty, fioletowy dywan niemal całą dolinę. Ten przepiękny widok zatrzymuje na dłuższą chwilę u wlotu do doliny, jak zauważyłam po rozejrzeniu się wokół - nie tylko mnie. Zewsząd słychać „ochy” i „achy” ludzi rozpływających się na widok Gąsienicowej w fioletach. Cichną wszelkie konwersacje i słychać tylko cichy klik spustów migawek w aparatach fotograficznych, telefonach, tabletach, itp.
Dolina Gąsienicowa
Dolina Jaworzynki położona jest na wysokości 1014 m n.p.m., przypomina długi wąwóz i wyrzeźbiona jest całkowicie w skałach wapiennych. W dolnej części Doliny znajduje się Polana Jaworzynka wypełniona pasterskimi szałasami. Polana ta jest niemal całkowicie płaska i pozioma. W dolinie znajduje się koryto potoku Jaworzynka, lecz wypełnia się ono jedynie po większych opadach, gdyż dolina ma podziemne odwodnienia. To wszystko naraz sprawia, że w dolinie jest niesłychanie cicho, a nawet przytulnie. Turyści zawsze doceniali te walory doliny, a wśród nich Stefan Żeromski, który pisał o niej: „tego wąwozu Jaworzyny pod Magurą do śmierci nie zapomnę”, natomiast Felicjan Faleński nazywał ją doliną ciszy, cienia i pogody. Ja znalazłam się na polanie o sprzyjającej porze, mogłam podziwiać tam bajkowy zachód słońca.
Przełęcz Karb znajduje się na wysokości 1853 m n.p.m. i jest to płytka przełęcz rozdzielajaca Mały Kościelec i Kościelec. Podziwiać stąd można nie tylko obie Doliny Gąsienicowe Czarną i Zieloną wraz z ich stawami (oprócz zmarzłego stawu), ale także Świnicę i Kasprowego oraz północną, stromą ścianę Kościelca. Na przełęcz można się też dostać od strony Zielonej Doliny Gąsienicowej. Na wschód z przełęczy opada piarżysty żleb, którym w 1961 roku wiódł szlak wejściowy, zdarza się, iż zimą to właśnie tędy wspinają się taternicy w drodze na Kościelec. Zimą po raz pierwszy przełęcz zdobyta została przez Mieczysława Karłowicza i Romana Kordysa 24 stycznia 1908 roku. Przełęcz to miejsce pełne uroku, 360o panoramę można podziwiać bez końca, a skrzące się w dolinach różno-kolorowe stawy hipnotyzują.
W przeszłości dolina była jednym z ośrodków pasterstwa w Tatrach. Jednak nadmierny wypas owiec na stokach wschodnich doprowadził do ich całkowitej erozji – stały się piarżystym usypiskiem. Ich regenerację rozpoczęto jeszcze przed drugą wojną światową i kontynuowano po wojnie. Najskuteczniejsze okazało się jednak zalesienie ich modrzewiem i olchą. Te dwa gatunki drzew obcych florze Tatr najlepiej zniosły warunki panujące w tej dolinie.
W dolinie przeprowadzano także prace górnicze – wydobywano tu rudy żelaza. W 1920 roku na zboczu doliny wybudowano pierwszą w Polsce dużą skocznię narciarską, jej rekord wynosił 42 m. Dolina Jaworzynki wychodzi do Kuźnic i tu też kończy się moja dzisiejsza wycieczka po szlakach. Pomimo zmęczenia czuję niedosyt, lecz dzisiejszy dzień chyli się ku końcowi. Czas wracać do hotelu z zadowoleniem i poczuciem dobrze wykorzystanego dnia.
W końcu jednak udaje mi się zdobyć szczyt Kościelca. Zmęczona, głodna i spragniona, ale także szczęśliwa czując pod nogami szczyt otwieram szeroko oczy by chłonąć panoramę jaka się wokoło roztacza. O tam w dole! Widzę wreszcie Zmarzły Staw. Widzę stąd nie tylko doliny i stawy, ale także grań Orlej Perci, Zadni Kościelec, Świnicę, Żółtą Turnię, a także Tatry Zachodnie z Giewontem i Kasprowym Wierchem na czele. Widok jest piękny i wiem, że jeszcze nie raz tutaj wrócę.
Kościelec to szczyt znajdujący się w Dolinie Gąsienicowej w rejonie Tatr Wysokich. Usytuowany jest w bocznej grani Kościelców, która od Zawratowej Turni odbiega w kierunku północnym, dzieląc Dolinę Gąsienicową na Czarną i Zieloną. Szczyt Kościelca znajduje się na wysokości 2155 m n.p.m. W grani Kościelców wyróżnić można trzy szczyty – Kościelec, Zadni Kościelec 2162 m n.p.m. i Mały Kościelec 1866 m n.p.m. Pomiędzy Zadnim Kościelcem a Kościelcem znajduje się Kościelcowa Przełęcz 2110 m n.p.m. natomiast Mały Kościelec jest oddzielony od Kościelca Przełęczą Karb 1853m n.p.m. Wierzchołek Kościelca wznosi się na 533 m ponad powierzchnię Czarnego Stawu Gąsienicowego.
Po zdobyciu Kościelca i ponad godzinnym postoju na kontemplowanie widoków czas ruszać w drogę powrotną nim się ściemni. Przede mną jeszcze kilka decyzji odnośnie drogi powrotnej; z Przełęczy Karb mogę wrócić do Przełęczy Pomiędzy Kopami przez Dolinę Gąsienicową Zieloną lub Czarną. Decyduje jednak zejść tą samą drogą, którą się wdrapałam na Karb by jeszcze raz z bliska spojrzeć na Czarny Staw Gąsienicowy. Kolejna decyzja czeka na mnie gdy dodzieram do Przełęczy Pomiędzy Kopami. Mam dwa szlaki: przez Skupniów Upłaz (którędy weszłam w drodze na górę) lub przez Dolinę Jaworzynki. Wybieram drugą opcję, czyli Dolinę Jaworzynki by urozmaicić sobie trochę drogę powrotną. Szlak biegnie w pierwszej części stromo w dół, tym razem Boczań i Skupniów Upłaz mam po prawej stronie. Na południu majaczą szczyty Wielkiej Kopy Królowej, Małej Kopy Królowej oraz Kopy Magury. Po zachodniej stronie podziwiać można Jaworzynkę Czubę, Zawrat, Kasprowy Wierch i Jaworzyńskie Czoła. Szlak staje się płaski dopiero po zejściu do podnóży Magury.
Siedząc i delektując się ciszą i widokami rozważam dalszą kontynuację wspinaczki, gdyż Kościelec ze swymi stromymymi ścianami kusi i nawołuje. Pogoda dopisuje i czasu mam jeszcze sporo… ulegam więc pokusie – wyruszam zdobyć Kościelec. Szlak początkowo wiedzie przez rumowiska skalne, lecz po chwili zmienia się kamienne schody pnące się coraz bardziej stromo. Po paru minutach docieram do pierwszego, lecz niewielkiego utrudnienia – progu skalnego, na który nie da się wspiąć bez pomocy rąk. Pokonanie tej przeszkody jest dość łatwe, choć jak zauważyłam sprawia nieco trudności niedoświadczonym turystom, co na chwilę wywołuje zator na szlaku. Dalej szlak wije się zakosami od jednej krawędzi masywu do drugiej i wiedzie po dużych pochyłych płytach skalnych, co może być niebezpieczne podczas deszczu lub w zimie jeśli zabraknie odpowiedniego obuwia, raków (zimą) i ostrożności. Na wysokości ok 2/3 zbocza natrafiam na stromą ściankę, tutaj kończy się trekking a zaczyna wspinaczka. Robi się naprawdę stromo, znów musze zaczekać gdyż to miejsce sprawia spory problem ludziom idącym przede mną oraz tym schodzącym ze szczytu. Dla niektórych zejście w tym miejscu okazało się dużo trudniejsze niż wspięcie się pod górę. Spędzam na oczekiwaniu na drożność szlaku dobre 30 minut. Na tym szlaku nie występują nigdzie, żadne sztuczne zabezpieczenia (barierki, łańcuchy) pomimo, że szlak należy do tych trudniejszych, a ewentualne poślizgnięcie się nie tylko podczas końcowego podejścia ale i na całym szlaku może skończyć się tragicznie. Pomimo braku zabezpieczeń, punktów chwytu i podparcia, pokonanie tego odcinka nie sprawia dużych trudności. Jeszcze jedna taka ściana wymagająca wysiłku znajduje się tuż pod wierzchołkiem (znów zator – dziewczyny nie mogą sobie poradzić z zejściem ze szczytu).
Po około 30 minutach docieram do stawu, a widok jak zawsze raduje moje oczy i serce. Właśnie zza chmury wyłonił się szczyt Kościelca, wypogodziło się w końcu dzięki czemu mogę w pełni cieszyć się urokiem Czarnego Stawu Gąsienicowego i okalających go szczytów, zażywając jednocześnie kąpieli w ciepłych promieniach sierpniowego słońca.
Czarny Staw Gąsienicowy to polodowcowe jezioro należące do grupy Stawów Gąsienicowych położonych w rejonie Tatr Wysokich. Staw położony jest na wysokości 1624 m n.p.m. w tzw. Cyrku polodowcowym, czyli owalnym zagłębieniu otoczonym z trzech stron stokami, a z czwartej strony reglem skalnym (wałem zagradzającym w poprzek żłób lodowcowy). Staw ten jest czwartym pod względem głębokości jeziorem tatrzańskim, a swoją nazwę zawdzięcza ciemnogranatowemu, a nawet czarnemu odcieniowi wody. W północno wschodniej części stawu znajduje się maleńka wysepka o powierzchni 310 m2, porośnięta kosodrzewiną. Wysepka ta powstała na dawnym mutonie (muton to forma ukształtowania ziemi przez lodowiec – rodzaj pagórka). W 1909 roku planowano zbudowanie na tej wysepce mauzoleum Juliusza Słowackiego, lecz z powodu licznych protestów plan ten zarzucono. Staw został zarybiony pstrągiem potokowym i źródlanym w roku 1881.
Staw niewątpliwie zyskuje na majestacie dzięki otoczeniu przez najwybitniejsze szczyty polskich Tatr. Od wschodu i południa staw otaczają szczyty Orlej Perci, w której skład wchodzą: Granaty, Kozi Wierch, Kozie Czuby, Zamarła Turnia, natomiast zachodni brzeg Czarnego Stawu wznosi się stromymi piargami ku Kościelcowi i grani Małego Kościelca. Od północnej części stawu swoje ujście ma Czarny Potok Gąsienicowy.
Czarny Staw miał być moim ostatecznym celem dzisiejszej wędrówki, jednak całkiem spora rzesza hałaśliwych turystów nie pozwala mi się do końca cieszyć urokiem tego miejsca. Pora jest jeszcze wczesna, a ja mam jeszcze spory zapas energii, którą warto by spożytkować. Decyzja zapada szybko – idę na Przełęcz Karb, by spojrzeć na staw z innej perspektywy. Szlak wiodący od stawu na Karb jest dość krótki, lecz stromy i wymagający, czas jego przejścia wynosi 45 minut, to też niewielu turystów decyduje się na dalszą wycieczkę w górę. Ruszam więc w górę szlakiem wiodącym przez ogromne głazy, a później przez dość strome stopnie. Szlak wije się po wschodnim stoku niczym serpentyny, a w dole Czarny Staw Gąsienicowy maleje w oczach zmieniając co chwila swą barwę.
Kiedyś Dolinę Gąsienicową nazywano Doliną Gąsienicowych Stawów, stanowi ona górne pięto Doliny Suchej Wody Gąsienicowej. Wśród gór otaczających dolinę wyróżnić można:
- od wschodu – boczna grań odchodząca od Skrajnego Granatu i Żółtą Turnię,
- od południa – wschodnia grań Świnicy do Skrajnego Granaty oraz główna grań do Kasprowego Wierchu,
- od zachodu – północno wschodnia grań Kasprowego Wierchu aż po Kopę Magury.
Dolina Gąsienicowa podzielona jest na dwie części granią Kościelców i przełęczą Karb. Pierwsza część to Dolina Czarna Gąsienicowa znajdująca się po wschodniej stronie grani. Druga dolina znajdująca się po stronie zachodniej grani nosi nazwę Doliny Zielonej Gąsienicowej. W Czarnej dolinie znajdują się dwa stawy – Zmarzły Staw oraz mój ulubiony i najpiękniejszy – Czarny Staw Gąsienicowy (to oczywiście moje subiektywne zdanie). W Zielonej dolinie znajduje się 14 stawów z Zielonym Stawem Gąsienicowym na czele. Nazwa doliny pochodzi od nazwiska Gąsienica – dawnych właścicieli tej doliny. Kiedyś bardzo intensywnie wypasana wchodziła w skład Hali Gąsienicowej. Z pierwszych zapisków z 1653 roku wynika, że pierwszą nazwą Hali była Hala Stawów. W XIX wieku zmieniono nazwę na – Dolina Siedmiu Stawów. W roku 1964 dolina została wykupiona z rąk prywatnych właścicieli, większość szałasów rozebrano oraz zlikwidowano całkowicie wypas owiec. Od tego momentu dolina zaczęła zarastać lasem i kosodrzewiną, dzięki czemu dziś dno doliny porastają już ogromne łany kosodrzewiny.
Po 15 minutach od wejścia na szlak mijam rozwidlenie, na którym w lewo odbija szlak na Nosalową Przełęcz i Nosala. Stąd na Nosal już tylko 30 minut drogi ja jednak mam obrany inny cel, więc zostaję przy niebieskim szlaku do Doliny Gąsienicowej. Od samego początku szlak biegnie przez las, więc w pierwszej fazie wędrówki można rozkoszować się jedynie widokiem zieleniejącej się o tej porze roku flory. Las kończy się dopiero na grzbiecie zwanym Skupniów Upłaz, znajdującym się na wysokości 1300-1450 m n.p.m. Stąd można już nacieszyć oko rozległymi panoramami Tatr Zachodnich oraz Doliny Olczyskiej. Skupniów Upłaz jest jednym z najpopularniejszych i najbardziej obleganych upłazów w całych polskich Tatrach. Upłaz w gwarze góralskiej oznacza łagodny, trawiasty grzbiet. Drugi człon nazwy – Skupniów pochodzi od nazwiska Skupień. Dawniej Upłaz ten był zalesiony i rosły na nim bujne kosodrzewiny oraz wysokie trawy, jednak nadmierny wypas owiec spowodował ogromną erozję gleby od strony Doliny Jaworzynki. Gleba została najpierw rozdeptana przez owcze stada, a następnie wypłukana przez spływające tędy wody obfitych opadów atmosferycznych, co ostatecznie zniszczyło glebę na tym grzbiecie. Wtedy też na potrzeby pasterzy oraz działającej huty w Kuźnicach wycięto całkowicie las oraz kosówkę. W czasach międzywojennych zapadła decyzja o podjęciu próby regeneracji stoków poprzez zasadzenie na nich m. in modrzewi, dzięki czemu stoki w dużej części pokryte są roślinnością. Nie są już prowadzone wypasy owiec na grzbiecie jednak erozja nadal zagraża stokom od strony Doliny Olczyskiej, lecz tym razem jej przyczyną nie są owce lecz ludzie – panuje tu bowiem bardzo intensywny ruch turystyczny. Po krótkiej refleksji na ten temat ruszam dalszą drogą do Przełęczy między Kopami. To tu właśnie krzyżują się oba szlaki z Kuźnic – żółty przez Dolinę Jaworzynki i niebieski przez Boczań i Skupniów Upłaz. Z przełęczy można już podziwiać między innymi masyw Giewontu i skaliste urwiska Nosala. Od wieków w tym właśnie miejscu odpoczywali turyści, pasterze oraz górnicy. Przez przełęcz bowiem w XIX wieku wiodła wygodna droga, którą zwożono rudę żelaza z bani na Kopie Magury (bania w gwarze góralskiej, podhalańskiej oznaczała kopalnię rudy lub kruszcu) do Kuźnic.
Moja wyprawa na Kościelec ma swój początek w Kuźnicach, a pierwszy przystanek to schronisko Murowaniec. Jednak pierwsze co muszę zrobić to wybrać jeden z dwóch szlaków prowadzących na Halę Gąsienicową. Szlak niebieski prowadzi przez Boczań i Skupniów Upłaz do Przełęczy Między Kopami. Czas przejścia tego szlaku wynosi 1h 40 min i jest to szlak, który przez cały czas pnie się stopniowo pod górę już od samych Kuźnic. Drugi szlak – żółty – to szlak prowadzący przez Dolinę Jaworzynki i łączący się na Przełęczy Między Kopami ze szlakiem niebieskim. Mimo, że czas przejścia obu szlaków jest identyczny (1h 40 min), to jednak zupełnie się od siebie różnią. Szlak żółty początkowo wiedzie przez rozległą i dość płaską Dolinę Jaworzynki, a na jej końcu, u podnóży masywu Małej Królowej Kopy zaczyna się stromo piąć pod górę. Szlak ten wymaga ciut lepszej kondycji, choć sama nie wiem czy łatwiej go pokonać pod górkę czy w dół. Ostatecznie decyduję się na wejście szlakiem niebieskim. U wejścia na szlak nabywam drogą zakupu bilet wstępu do Tatrzańskiego Parku Narodowego, na którym znaleźć można szereg informacji dotyczących przestrzegania obowiązujących przepisów oraz kultury na szlaku. Swoją drogą ciekawe czy poza mną jeszcze ktoś to czyta, bo czasem mam wrażenie, że mało kto.
Po przestudiowaniu biletu ruszam w drogę do Murowańca, wytrwale gramoląc się pod górę wśród niepocieszonych turystów, dla których szlak pod górę już po kilkudziesięciu metrach okazał się zbyt uciążliwy. Zewsząd słychać utyskiwania wędrowców na zmęczenie, bolące nogi, niewygodne buty oraz na zły wybór szlaku. „Trzeba było iść tym żółtym” słyszę co kilka kroków. Wiem jednak, że kiedy dotrą już do Doliny Gąsienicowej jej widok zrekompensuje im wysiłek i zapomną o wszelkim zmęczeniu.
Tatry to dla mnie takie miejsce, w którym podczas samotnych wycieczek uwalniam się od wielu problemów, granice się zacierają, a wszystko co złe zostaje na dole. Coś na kształt piosenki Lady Punk „Wspinaczka”. To mój świat spokoju.
Moim ulubionym miejscem w Tatrach zawsze był brzeg Czarnego Stawu Gąsienicowego i dumnie wzmoszący się nad nim Kościelec. Wracam tam zawsze gdy jestem na Podhalu, niezależnie od pory roku i pogody. I tym razem miało być tak samo. Zdążyłam już przecież tak bardzo zatęsknić za tym miejscem i za zmiennymi kolorami wód w stawie, że świadomość iż zmierzają w tamtym kierunku tłumy turystów, nie powstrzyma mnie przed ta wycieczką. Oczami wyobraźni widzę już staw i jego przejrzyste, spokojne wody.
Odwiedź mnie:
Strona www stworzona w kreatorze WebWave.